Mam ewidentną słabość do tego typu filmów. Historie owiane legendą, herosi i bohaterowie, których sława obiegała świat. Jest coś w tym, prawda? Braveheart uwielbiam, Troja bardzo mi się podobała, nie wspominając o Gladiatorze. Nie muszą być zgodne z historią (i nigdy do końca nie są), ale mają być zrobione z rozmachem i dokładnym odwzorowaniem dawnych czasów.
Beowulf to bohater anglosaskiego poematu, przynajmniej dla przyszłego anglisty takiego jak ja. Istnieje też saga o Beowulfie, lecz dla dobra waszego i mojego nie zagłębiajmy się w temat. Jeśli chodzi o realizację legendy tego bohatera, nie mam ani Robertowi Zemeckisowi ani Neilowi Gaimanowi ani Rogerowi Avary'emu nic do zarzucenia. Beowulf jest złożony, nie jest herosem nieskazitelnym. Oczywiście przewyższa zwykłych śmiertelników umiejętnościami, siłą i zwinnością, ale pamiętajmy, że takie legendy zawsze niosły ze sobą pewną dozę magii i nieprawdopodobieństwa. Beowulf, jak sam się nazywa, jest pogromcą potworów. Przybywa do królestwa władcy Hrothgara, by uwolnić je od strasznej bestii...
I na tym moja opowieść się skończy. Każdy kolejny kąsek fabuły byłby psuciem zabawy. Legenda sama w sobie jest ciekawa, pojawia się kilka drugoplanowych postaci, które jednak zostały stworzone z należytą uwagą (świetna postać Unfertha, jeszcze lepiej zagrana przez klasowego Johna Malkovicha). Ray Winstone, odtwórca głównej roli, dzięki technice performance capture mógł zagrać potężnego wojownika, mimo, że sam jest dużo niższy i nieco tęższy. Zagrał świetnie, jego głos mrozi krew w żyłach, a dynamika ruchów jest niesamowita.
Co tak naprawdę podobało mi się w filmie? Film oglądałem w 3D (polecam, niesamowity efekt!), więc rozmach i performance capture wgniotły mnie w fotel. Podobało mi się, że Beowulf nie jest idealnym, beznadziejnie moralnym herosem. Ma słabości i te słabości determinują jego losy. Co bym poprawił? Język. Momentami jest nazbyt współczesny, a w końcu poemat napisany był w języku staroangielskim. Nie wymagam od Neila Gaimana znajomości tego martwego języka, ale w niejednym filmie słyszałem aktorów posługujących się starszym słownictwem i miało to lepszy efekt. Poza tym, dla wrażliwszych widzów ten film może być nie do przyjęcia - początek i koniec filmu obfituje w sceny dość drastyczne... I to by było na tyle, jeśli chodzi o wady.
Recenzja ta jest nieco chaotyczna, bo też myśli mam na temat tego filmu chaotyczne. Ale w gruncie rzeczy na maksa pozytywne. Gatunek trafia w mój gust, efekty powalają, aktorstwo jest na dobrym poziomie (spokojnie, widać je spod komputerowych powłok), a scenariusz nie ubliża pierwowzorowi. Nie jest to ambitna adaptacja, ale swoją magię ma.
Poniżej macie zwiastun - w razie gdybyście jeszcze mieli wątpliwości, czy iść do kina. Aha, obecnie już chyba tylko wersję 3D można zobaczyć - bilet odrobinę droższy, ale warto.
PS. Jakby to było, gdyby w filmie legendarno-historyczno-fantasy zabrakło Brendana Gleesona? No więc - nie zabrakło :)
Beowulf to bohater anglosaskiego poematu, przynajmniej dla przyszłego anglisty takiego jak ja. Istnieje też saga o Beowulfie, lecz dla dobra waszego i mojego nie zagłębiajmy się w temat. Jeśli chodzi o realizację legendy tego bohatera, nie mam ani Robertowi Zemeckisowi ani Neilowi Gaimanowi ani Rogerowi Avary'emu nic do zarzucenia. Beowulf jest złożony, nie jest herosem nieskazitelnym. Oczywiście przewyższa zwykłych śmiertelników umiejętnościami, siłą i zwinnością, ale pamiętajmy, że takie legendy zawsze niosły ze sobą pewną dozę magii i nieprawdopodobieństwa. Beowulf, jak sam się nazywa, jest pogromcą potworów. Przybywa do królestwa władcy Hrothgara, by uwolnić je od strasznej bestii...
I na tym moja opowieść się skończy. Każdy kolejny kąsek fabuły byłby psuciem zabawy. Legenda sama w sobie jest ciekawa, pojawia się kilka drugoplanowych postaci, które jednak zostały stworzone z należytą uwagą (świetna postać Unfertha, jeszcze lepiej zagrana przez klasowego Johna Malkovicha). Ray Winstone, odtwórca głównej roli, dzięki technice performance capture mógł zagrać potężnego wojownika, mimo, że sam jest dużo niższy i nieco tęższy. Zagrał świetnie, jego głos mrozi krew w żyłach, a dynamika ruchów jest niesamowita.
Co tak naprawdę podobało mi się w filmie? Film oglądałem w 3D (polecam, niesamowity efekt!), więc rozmach i performance capture wgniotły mnie w fotel. Podobało mi się, że Beowulf nie jest idealnym, beznadziejnie moralnym herosem. Ma słabości i te słabości determinują jego losy. Co bym poprawił? Język. Momentami jest nazbyt współczesny, a w końcu poemat napisany był w języku staroangielskim. Nie wymagam od Neila Gaimana znajomości tego martwego języka, ale w niejednym filmie słyszałem aktorów posługujących się starszym słownictwem i miało to lepszy efekt. Poza tym, dla wrażliwszych widzów ten film może być nie do przyjęcia - początek i koniec filmu obfituje w sceny dość drastyczne... I to by było na tyle, jeśli chodzi o wady.
Recenzja ta jest nieco chaotyczna, bo też myśli mam na temat tego filmu chaotyczne. Ale w gruncie rzeczy na maksa pozytywne. Gatunek trafia w mój gust, efekty powalają, aktorstwo jest na dobrym poziomie (spokojnie, widać je spod komputerowych powłok), a scenariusz nie ubliża pierwowzorowi. Nie jest to ambitna adaptacja, ale swoją magię ma.
Poniżej macie zwiastun - w razie gdybyście jeszcze mieli wątpliwości, czy iść do kina. Aha, obecnie już chyba tylko wersję 3D można zobaczyć - bilet odrobinę droższy, ale warto.
PS. Jakby to było, gdyby w filmie legendarno-historyczno-fantasy zabrakło Brendana Gleesona? No więc - nie zabrakło :)
" I am Ripper... Tearer... Slasher... I am the Teeth in the Darkness, the Talons in the Night. Mine is Strength... and Lust... and Power! I AM BEOWULF! "
Beowulf (Beowulf); premiera: 05.11.07; reżyseria: Robert Zemeckis; scenariusz: Neil Gaiman i Robert Avary, na podstawie staroangielskiego poematu nieznanego autora; obsada: Ray Winstone, Anthony Hopkins, John Malkovich, Angelina Jolie, Brendan Gleeson, Robin Wright
Komentarze