Chyba jeszcze ani razu nie recenzowałem bajki. Z prostego powodu - mało ich oglądam. Uwielbiam bajki: miałem to szczęście, że wychowywałem się w kapitalistycznej Polsce, gdzie kaset wideo było już sporo, a kanały telewizyjne szeroko dostępne. Dzięki temu animacja, czy precyzyjniej - film animowany dla dzieci nie jest mi obcy. Ale im jestem starszy, tym więcej w nich dostrzegam, tym bardziej je doceniam, lub odwrotnie - tym bardziej potępiam.
Happy Feet jest dobrą animacją. W ogóle pomysł na zanimowanie życia pingwinów był mocno ryzykowny - wszak wszystkie pingwiny wyglądają niemal identycznie, więc odpada atut charakterystycznych wizualnie postaci. Co prawda główny bohater, Mambo, wyróżnia się z tłumu i wyglądem i tanecznym bakcylem, ale świat Antarktydy (Arktyki?) jest raczej nudny. Ale tu twórcy nadrabiają humorem. Znajdziemy tu mnóstwo ciętego dowcipu z ust Ramona (w polskiej wersji legendarny już chyba Jarosław Boberek), pikantnych kawałków autorstwa Lowelasa (w oryginale Robin Williams, w Polsce - Zbigniew Konopka) czy rozbrajającej, trochę naiwnej szczerości Mambo (Bartosz Obuchowicz w dobrej formie). Widać, że twórcy filmu pełnymi garściami czerpali z klasyków w stylu Króla Lwa czy Shreka, nie kopiując przy tym bezmyślnie. Brawo!
Uważny widz dostrzeże mnogość ukrytych znaczeń niektórych motywów i sytuacji. Imperialistyczne plemię Mambo to Stany Zjednoczone, a drugie, mniejsze plemię, bardziej szalone, to oczywiście Kuba. Konflikt na szczęście nie został zaznaczony, bo Mambo zaprzyjaźnia się z Ramonem i spółką. Happy Feet to także krytyka skostniałych tradycji, a pochwała indywidualizmu. Mambo jest nonkonformistą, a przy okazji kosmopolitą - znajduje przyjaciół zarówno wśród swoich, wśród innych pingwińskich plemion, a nawet wśród ludzi, "kosmitów". Opowieść Mambo musi być fantastyczna, ale przy okazji zachęca dzieci do poznawania świata i szukania swojego największego talentu, który jest zarazem naszą tożsamością.
Trochę rażą uwagi Lowelasa na temat prokreacji i ciągłe docinki na temat podrywania dziewcząt - seksistowski wyraz ma złoty kamień, którego "kubańskie" pingwiny używają do zdobywania partnerek. Czyli co - jak kobietę zdobyć, to tylko forsą?
Ale młodszym dzieciom to przecież nie przeszkadza, a takich niesmacznych momentów jest naprawdę niedużo. Dużo jest za to śpiewu, tańca, żartów, śmiechu - czyli tego, bez czego dobra dziecięca animacja nie może się obejść. Na pewno obejrzę raz jeszcze!
Happy Feet: Tupot Małych Stóp (Happy Feet); premiera: 16.11.06 ; reżyseria: George Miller, Warren Coleman, Judy Morris; scenariusz: George Miller, Warren Coleman, Judy Morris, John Collee; obsada: Bartosz Obuchowicz, Jarosław Boberek, Joanna Węgrzynowska-Cybińska, Zbigniew Konopka
Happy Feet jest dobrą animacją. W ogóle pomysł na zanimowanie życia pingwinów był mocno ryzykowny - wszak wszystkie pingwiny wyglądają niemal identycznie, więc odpada atut charakterystycznych wizualnie postaci. Co prawda główny bohater, Mambo, wyróżnia się z tłumu i wyglądem i tanecznym bakcylem, ale świat Antarktydy (Arktyki?) jest raczej nudny. Ale tu twórcy nadrabiają humorem. Znajdziemy tu mnóstwo ciętego dowcipu z ust Ramona (w polskiej wersji legendarny już chyba Jarosław Boberek), pikantnych kawałków autorstwa Lowelasa (w oryginale Robin Williams, w Polsce - Zbigniew Konopka) czy rozbrajającej, trochę naiwnej szczerości Mambo (Bartosz Obuchowicz w dobrej formie). Widać, że twórcy filmu pełnymi garściami czerpali z klasyków w stylu Króla Lwa czy Shreka, nie kopiując przy tym bezmyślnie. Brawo!
Uważny widz dostrzeże mnogość ukrytych znaczeń niektórych motywów i sytuacji. Imperialistyczne plemię Mambo to Stany Zjednoczone, a drugie, mniejsze plemię, bardziej szalone, to oczywiście Kuba. Konflikt na szczęście nie został zaznaczony, bo Mambo zaprzyjaźnia się z Ramonem i spółką. Happy Feet to także krytyka skostniałych tradycji, a pochwała indywidualizmu. Mambo jest nonkonformistą, a przy okazji kosmopolitą - znajduje przyjaciół zarówno wśród swoich, wśród innych pingwińskich plemion, a nawet wśród ludzi, "kosmitów". Opowieść Mambo musi być fantastyczna, ale przy okazji zachęca dzieci do poznawania świata i szukania swojego największego talentu, który jest zarazem naszą tożsamością.
Trochę rażą uwagi Lowelasa na temat prokreacji i ciągłe docinki na temat podrywania dziewcząt - seksistowski wyraz ma złoty kamień, którego "kubańskie" pingwiny używają do zdobywania partnerek. Czyli co - jak kobietę zdobyć, to tylko forsą?
Ale młodszym dzieciom to przecież nie przeszkadza, a takich niesmacznych momentów jest naprawdę niedużo. Dużo jest za to śpiewu, tańca, żartów, śmiechu - czyli tego, bez czego dobra dziecięca animacja nie może się obejść. Na pewno obejrzę raz jeszcze!
Happy Feet: Tupot Małych Stóp (Happy Feet); premiera: 16.11.06 ; reżyseria: George Miller, Warren Coleman, Judy Morris; scenariusz: George Miller, Warren Coleman, Judy Morris, John Collee; obsada: Bartosz Obuchowicz, Jarosław Boberek, Joanna Węgrzynowska-Cybińska, Zbigniew Konopka
Komentarze