Francuskie kino często sięga po tematy obyczajowe. Takie, które każdemu są bliskie. Kino francuskie sięga również po kino społeczne. Takie, które odzwierciedla nastroje w narodzie. I mieszankę tych dwóch tendencji we francuskim kinie odnajdziemy w Klasie.
Francois to młody, trzydziestokilkuletni nauczyciel języka francuskiego w gimnazjum w XX dzielnicy Paryża. Pracuje tu od trzech lat, jest wychowawcą, jednak ze swoją klasą nie znalazł jeszcze wspólnego języka. Mało tego, nie zdążył nawet poznać swoich podopiecznych, a w dodatku wciąż zmienia się skład tej grupy. Pierwsza scena ukazuje nam zafrapowaną minę Francois - już to świadczy o tym, że będzie to dla niego trudny rok.
I tak właśnie się dzieje. Uczniowie przeklinają, odmawiają wykonywania poleceń, zarzucają brak szacunku i nadmierną krytykę. Aż wreszcie młody nauczyciel nie wytrzymuje i obraża swoje uczennice, wywołując awanturę, po której największy buntownik klasy zostaje wydalony ze szkoły.
Gdzie w tym wszystkim morał? Ano właśnie go brak. O zbuntowanych uczniach już było. O przemieszaniu etnicznym też. A co wnosi Klasa? Film Laurent Canteta jest tak odrealniony, że aż nieprzyjemny do oglądania. Dialogi są tak sztuczne i pozbawione sensu, że film nabiera groteskowego wymiaru. Który nauczyciel przechodzi do porządku dziennego nad bezczelnym zachowaniem uczniów, a wybucha wtedy, gdy najłatwiej byłoby zignorować ironiczne komentarze? Jakim cudem obrażenie ucznia pozostaje bez konsekwencji dla młodego nauczyciela? Nie wiem. Niektóre sceny przekraczają poziom absurdu, a ja, nauczyciel z wykształcenia, mogę mieć tylko politowanie dla scenariuszowych byków Klasy.
Są momenty, gdy padające z ust nieletnich uczniów komentarze o sytuacji etnicznej w klasie zaskakują, wywołują oburzenie czy po prostu zastanawiają. Oni w tym żyją, tak muszą funkcjonować. Ale film nie straciłby, a jedynie zyskał, gdyby dopisano ciekawą warstwę fabularną do ciekawego, choć ogranego już wątku społecznego.
Film porusza jedną ciekawą i dotąd nierozwiązaną kwestię - dlaczego uczniowi pozwala się na tak wiele, podczas gdy nauczyciel tak niewiele może zrobić, by ukrócić niesubordynację ucznia?
Młodzi aktorzy grają dobrze. To cywile, zwykli uczniowie, dlatego pewnie wypadli tak przekonująco. Cóż z tego, skoro większości i tak już nigdy nie ujrzymy na ekranie? Debiutanci nie uratowali filmu Canteta. Pogrążył go François Bégaudeau - nie dlatego, że źle zagrał. Po prostu za wiele wziął na siebie. Napisał książkę, zaadaptował, zagrał. Może trzeba było pozostać przy książce?
Francois to młody, trzydziestokilkuletni nauczyciel języka francuskiego w gimnazjum w XX dzielnicy Paryża. Pracuje tu od trzech lat, jest wychowawcą, jednak ze swoją klasą nie znalazł jeszcze wspólnego języka. Mało tego, nie zdążył nawet poznać swoich podopiecznych, a w dodatku wciąż zmienia się skład tej grupy. Pierwsza scena ukazuje nam zafrapowaną minę Francois - już to świadczy o tym, że będzie to dla niego trudny rok.
I tak właśnie się dzieje. Uczniowie przeklinają, odmawiają wykonywania poleceń, zarzucają brak szacunku i nadmierną krytykę. Aż wreszcie młody nauczyciel nie wytrzymuje i obraża swoje uczennice, wywołując awanturę, po której największy buntownik klasy zostaje wydalony ze szkoły.
Gdzie w tym wszystkim morał? Ano właśnie go brak. O zbuntowanych uczniach już było. O przemieszaniu etnicznym też. A co wnosi Klasa? Film Laurent Canteta jest tak odrealniony, że aż nieprzyjemny do oglądania. Dialogi są tak sztuczne i pozbawione sensu, że film nabiera groteskowego wymiaru. Który nauczyciel przechodzi do porządku dziennego nad bezczelnym zachowaniem uczniów, a wybucha wtedy, gdy najłatwiej byłoby zignorować ironiczne komentarze? Jakim cudem obrażenie ucznia pozostaje bez konsekwencji dla młodego nauczyciela? Nie wiem. Niektóre sceny przekraczają poziom absurdu, a ja, nauczyciel z wykształcenia, mogę mieć tylko politowanie dla scenariuszowych byków Klasy.
Są momenty, gdy padające z ust nieletnich uczniów komentarze o sytuacji etnicznej w klasie zaskakują, wywołują oburzenie czy po prostu zastanawiają. Oni w tym żyją, tak muszą funkcjonować. Ale film nie straciłby, a jedynie zyskał, gdyby dopisano ciekawą warstwę fabularną do ciekawego, choć ogranego już wątku społecznego.
Film porusza jedną ciekawą i dotąd nierozwiązaną kwestię - dlaczego uczniowi pozwala się na tak wiele, podczas gdy nauczyciel tak niewiele może zrobić, by ukrócić niesubordynację ucznia?
Młodzi aktorzy grają dobrze. To cywile, zwykli uczniowie, dlatego pewnie wypadli tak przekonująco. Cóż z tego, skoro większości i tak już nigdy nie ujrzymy na ekranie? Debiutanci nie uratowali filmu Canteta. Pogrążył go François Bégaudeau - nie dlatego, że źle zagrał. Po prostu za wiele wziął na siebie. Napisał książkę, zaadaptował, zagrał. Może trzeba było pozostać przy książce?
Klasa (Entre les murs); premiera: 24.05.08; reżyseria: Laurent Cantet; scenariusz: François Bégaudeau (książka, współpraca scenariuszowa), Laurent Cantet, Robin Campillo; obsada: François Bégaudeau, Franck Keïta, Rachel Regulier, Carl Nanor, Esmeralda Ouertani
Komentarze