Współczesne kino gangsterskie ma się nienajlepiej, w zasadzie kojarzone jest jedynie z Guyem Ritchie, który jednak tworzy je na bazie humoru, a nie dokładnego oddania realiów życia mafii. Dlatego gdy tylko dowiedziałem się, że Michael Mann kręci film o Johnie Dillingerze, a do głównych ról zatrudnił Johnny'ego Deppa i Christiana Bale'a, zacząłem zacierać ręce. Kłopot w tym, że gdy film już ujrzał światło dzienne, bałem się z nim zmierzyć. Chyba w obawie przed rozczarowaniem.
John Dillinger był wrzodem na dupie amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Zwodził skurczybyków, jak chciał. Napadał na banki, zabijał, kradł - ale wszystko to robił z klasą. Szlachetny złodziej, jak to mówią. Miał wiernych pobratymców, łeb do interesów i planowania skoków. Umiał zapłacić tym, którzy mogli mu pomóc. Słowem - przestępczy geniusz. Ale uwzięło się na niego dwóch innych upartych skurczybyków - J. Edgar Hoover i jego posłuszny żołnierz - Melvin Purvis. Ścigali go i ścigali. Raz byli już całkiem blisko, innym razem zupełnie ich zwodził. Czy im się udało? Zobaczcie sami.
Ja powiem tylko, że jeśli Mann pragnął z Dillingera i Purvisa stworzyć parę zajadłych adwersarzy, to mu się niestety nie udało. Dillinger jest zawsze o kilka długości przed Purvisem, którego Christian Bale zresztą okrutnie spłaszczył. Purvis jest bezbarwny, wydaje nam się wręcz głupi. Działa ze ślepym przekonaniem o najwyższej wartości swej misji, o czym w mediach wyśpiewuje złotousty Hoover (kolejna irytująca "kreacja", tym razem Billy'ego Crudupa). Przez 110 ze 120 minut filmu Dillinger robi ze swojego przeciwnika kretyna, a to niestety zabiera całą zabawę.
Mam również pewne zastrzeżenia do postaci Billie Frechette, stworzonej przez zjawiskową zdobywczynię Oscara, Marion Cotillard. Aktorka dwoiła się i troiła, by nadać jej trochę charakteru, ale jedyne, co zapamiętałem, to brawurową scenę przesłuchania Billie i jej głupawe uśmieszki podczas pierwszego spotkania z Johnem. Zabrakło mi we Wrogach publicznych prawdziwej kobiety gangstera, towarzyszki w zbrodni i w łóżku, takiej, jaką była w, nomen omen, Wrogu publicznym nr 1 Cécile de France.
Biorąc pod uwagę, że XXI. wiek nie rozpieszcza nas pod względem kina gangsterskiego, pewnie należałoby cieszyć się, że Wrogowie publiczni w ogóle powstali. Z drugiej strony mam wrażenie, że właśnie ten brak konkurencji sprawił, iż Michael Mann poczuł się zbyt pewny siebie i nie dopieścił swojego najnowszego dziecka. Myślał, że film uratują sami Depp i Bale. Nie uratowali.
Wrogowie publiczni (Public Enemies); premiera: 18.06.09; reżyseria: Michael Mann; scenariusz: Ronan Bennett, Michael Mann, Ann Bidermann, na podstawie książki Bryana Burrough Public Enemies: America's Greatest Crime Wave and the Birth of the FBI, 1933-34; obsada: Johnny Depp, Christian Bale, Marion Cotillard, Billy Crudup, Jason Clarke, Stephen Graham
John Dillinger był wrzodem na dupie amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Zwodził skurczybyków, jak chciał. Napadał na banki, zabijał, kradł - ale wszystko to robił z klasą. Szlachetny złodziej, jak to mówią. Miał wiernych pobratymców, łeb do interesów i planowania skoków. Umiał zapłacić tym, którzy mogli mu pomóc. Słowem - przestępczy geniusz. Ale uwzięło się na niego dwóch innych upartych skurczybyków - J. Edgar Hoover i jego posłuszny żołnierz - Melvin Purvis. Ścigali go i ścigali. Raz byli już całkiem blisko, innym razem zupełnie ich zwodził. Czy im się udało? Zobaczcie sami.
Ja powiem tylko, że jeśli Mann pragnął z Dillingera i Purvisa stworzyć parę zajadłych adwersarzy, to mu się niestety nie udało. Dillinger jest zawsze o kilka długości przed Purvisem, którego Christian Bale zresztą okrutnie spłaszczył. Purvis jest bezbarwny, wydaje nam się wręcz głupi. Działa ze ślepym przekonaniem o najwyższej wartości swej misji, o czym w mediach wyśpiewuje złotousty Hoover (kolejna irytująca "kreacja", tym razem Billy'ego Crudupa). Przez 110 ze 120 minut filmu Dillinger robi ze swojego przeciwnika kretyna, a to niestety zabiera całą zabawę.
Mam również pewne zastrzeżenia do postaci Billie Frechette, stworzonej przez zjawiskową zdobywczynię Oscara, Marion Cotillard. Aktorka dwoiła się i troiła, by nadać jej trochę charakteru, ale jedyne, co zapamiętałem, to brawurową scenę przesłuchania Billie i jej głupawe uśmieszki podczas pierwszego spotkania z Johnem. Zabrakło mi we Wrogach publicznych prawdziwej kobiety gangstera, towarzyszki w zbrodni i w łóżku, takiej, jaką była w, nomen omen, Wrogu publicznym nr 1 Cécile de France.
Biorąc pod uwagę, że XXI. wiek nie rozpieszcza nas pod względem kina gangsterskiego, pewnie należałoby cieszyć się, że Wrogowie publiczni w ogóle powstali. Z drugiej strony mam wrażenie, że właśnie ten brak konkurencji sprawił, iż Michael Mann poczuł się zbyt pewny siebie i nie dopieścił swojego najnowszego dziecka. Myślał, że film uratują sami Depp i Bale. Nie uratowali.
Wrogowie publiczni (Public Enemies); premiera: 18.06.09; reżyseria: Michael Mann; scenariusz: Ronan Bennett, Michael Mann, Ann Bidermann, na podstawie książki Bryana Burrough Public Enemies: America's Greatest Crime Wave and the Birth of the FBI, 1933-34; obsada: Johnny Depp, Christian Bale, Marion Cotillard, Billy Crudup, Jason Clarke, Stephen Graham
Komentarze