Coraz więcej we współczesnym kinie filmów animowanych, przeznaczonych pozornie dla najmłodszej widowni, a jednak zawierających mnóstwo treści charakterystycznej dla typowo "dorosłego" kina. Po Koralinie, tym razem przyszło mi recenzować megahit ze stajni Pixar, Odlot.
Carl Fredricksen, prawdopodobnie ponad siedemdziesięcioletni mężczyzna, żyje samotnie. Początek filmu opowiada nam jego historię - Carl jeszcze w dzieciństwie poznał swoją przyszłą żoną, której wiecznym marzeniem były wielkie podróże. Zamiast tych podróży, Carl i Ellie dostali życie bardzo zwyczajne, niezbyt dostatnie, ale pełne ciepła i miłości. W serii urywków z życia Carla i jego ukochanej żony nie brakuje brutalnych, nawet dla dorosłych, obrazów. Oczywiście, brutalne są tylko znaczeniowo - obrazek załamanej Ellie, która dowiaduje się o swej bezpłodności; widok tej samej kobiety upadającej na łące, prawdopodobnie zmożonej zawałem; w końcu widok Carla siedzącego samotnie w kaplicy pogrzebowej. Dla dziecka te obrazki nie do końca muszą być zrozumiałe, my natomiast już na początku wiemy, że ta bajka nie jest taka, jak inne bajeczki naszych dzieci, a historia Carla, choć ciekawa i kolorowa, najszczęśliwsza nie będzie...
Pewnego razu, stojąc przed groźbą odesłania do domu spokojnej starości i stracenia domu, w którym hołubił pamiątki po swej ukochanej Ellie, Carl wpada na zwariowany pomysł. Przymocowuje do swojego domu setki, tysiące zebranych przez siebie balonów wypełnionych helem i sprawia, że dom wznosi się powietrze. Carl robi to, by dotrzeć do miejsca, o którym zawsze marzyła jego żona - do rajskiego zakątka w Wenezueli. Jakimś jednak cudem wraz z domem w powietrze wzniósł się Russell - okrąglutki harcerz, odznakoholik, który chciał w jakikolwiek sposób pomóc starszej osobie. Gdy po wielkiej burzy Carl i Russell lądują wraz z domem w Wenezueli, okazuje się, iż dzieli ich tylko kilka dni drogi od wymarzonego miejsca Elli. Ruszają więc w drogę, a po drodze napotykają na mnóstwo barwnych postaci i wiele przygód.
Oczywiście, bajka nie musi być logiczna, ale oczywistym absurdem jest obecność Russella we wzbitym w powietrze domku Carla - scena wznoszenia się domu ewidentnie pokazuje, że ganek, na którym Carl znajduje chłopca, jest wtedy pusty. I ten zgrzyt bardzo mnie męczył, do momentu pojawienia się Stefana i Asa, dwóch zwierząt, które wprowadzają do bajki mnóstwo życia i humoru, ratując wszelkie niedociągnięcia i niedorzeczności (jakim cudem Carl i Muntz są niemal rówieśnikami, skoro ten pierwszy w dzieciństwie był fanem dorosłego już Muntza???).
Odlot ogląda się z przyjemnością, choć dubbing nie należy do najlepszych. Bardzo fajnie Asa zdubbingował Cezary Pazura, Wojciech Siemion w roli Carla też brzmi nieźle. Najsłabiej wypada tu dubbing Russella w wykonaniu Kacpra Cybińskiego, ale w ogólnym rozrachunku ten drobiazg nie rzutuje na bardzo pozytywny odbiór filmu.
Film Pixara, choć trochę przereklamowany, jest warty obejrzenia. I przez dzieci, a także rodziców. Bo chyba właśnie dorośli więcej z tej bajki wyniosą, a szczególnie wymowna jest scena wyznań Russella na temat jego ojca oraz oczywiście sekwencja finałowa. Bardzo dobry film animowany.
Odlot (Up); premiera: 13.05.09; reżyseria: Pete Docter, Bob Peterson; scenariusz: Pete Docter, Bob Peterson, Thomas McCarthy; obsada: (polski dubbing) Wojciech Siemion, Kacper Cybiński, Cezary Pazura, Ignacy Gogolewski
Komentarze