Juliusz Machulski robił już najróżniejsze filmy: futurystyczne, gangsterskie, o everymanach i gwiazdach showbiznesu. Wszystkie oczywiście były filmami komediowymi, bo tak właśnie Pan Machulski lubi przedstawiać rzeczywistość: w krzywym zwierciadle. W swoim tegorocznym obrazie postanowił na pierwszym planie ustawić bohatera w polskim kinie niespotykanego - wampira. A ściślej mówiąc - całą wielopokoleniową rodzinę polskich wampirów.
W maleńkiej wsi na Mazurach o podniebnej nazwie - Odlotowo - zaczynają znikać ludzie. W dodatku zaginionymi są nie tylko miejscowi, ale również ci obcy - włączając w to urzędniczkę z opieki społecznej czy też ekipę telewizyjną, która o owych zniknięciach nagrywa materiał... Sprawą zajmują się lokalni - niezbyt rozgarnięci - stróże prawa, a główne podejrzenie pada na nietypową familię Makarewiczów, która w zagadkowych okolicznościach przejęła we wsi rękodzielnię i spory grunt.
Historia w Kołysance opowiedziana jest z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego, tak więc na bieżąco jesteśmy informowani o poczynaniach Makarewiczów, jak i nieudolnych próbach rozwiązania zagadki przez policjantów. I ogląda się to znakomicie! Do klasowej obsady (Więckiewicz, Buczkowska, Chabior, Stelmaszyk) Machulski zdążył już nas przyzwyczaić, ale tak znakomitej parodii horroru nie widziałem już dawno. Wampir-senior, któremu wypadają ostatnie zęby, małe wampirzątko, które uspokaja się jedynie w obecności... księdza i cowieczorny rodzinny rytuał w postaci małego koncertu muzyki klasycznej to elementy tej wyśmienitej komediowej układanki, która wywoła uśmiech na twarzy nawet największego ponuraka. Wspaniale jest móc powiedzieć, że oto mamy polską komedię, która nie bazuje na prymitywnym humorze czy kiczowatych romansach, ale znakomicie buduje intrygę i wprowadza humor w sytuacje surrealne, w życiu codziennym przecież niespotykane.
Reżyser kolejny raz dał dowód swej słabości do prowincji (którą uczynił bohaterką choćby Pieniądze to nie wszystko) i osadził akcję w pięknych plenerach Mazur. Jednocześnie dał się ponieść prowincjonalnym stereotypom, umieszczając w Kołysance zarówno listonosza-pijaka, a jednocześnie wiejskiego głupka, nieefektywnych policjantów i księdza-egoistę, którego zaginięcie wywołuje we wsi największe oburzenie. Stereotypowe czy nie, te postaci przekonują nas, bo takie też mamy o nich wyobrażenie, a nawet znamy takich osobników w rzeczywistości.
Zabawne sceny podczas napisów końcowych jedynie utwierdzają nas w przekonaniu, iż mieliśmy do czynienia z prawdziwie profesjonalnym, artystycznym przedsięwzięciem, po którym przez wiele godzin uśmiech pozostanie na naszych twarzach, a główny motyw filmu w głowach.
99... And counting.
Kołysanka; premiera: 12.02.10; reżyseria: Juliusz Machulski; scenariusz: Adam Dobrzycki; obsada: Robert Więckiewicz, Małgorzata Buczkowska, Janusz Chabior, Krzysztof Stelmaszyk
W maleńkiej wsi na Mazurach o podniebnej nazwie - Odlotowo - zaczynają znikać ludzie. W dodatku zaginionymi są nie tylko miejscowi, ale również ci obcy - włączając w to urzędniczkę z opieki społecznej czy też ekipę telewizyjną, która o owych zniknięciach nagrywa materiał... Sprawą zajmują się lokalni - niezbyt rozgarnięci - stróże prawa, a główne podejrzenie pada na nietypową familię Makarewiczów, która w zagadkowych okolicznościach przejęła we wsi rękodzielnię i spory grunt.
Historia w Kołysance opowiedziana jest z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego, tak więc na bieżąco jesteśmy informowani o poczynaniach Makarewiczów, jak i nieudolnych próbach rozwiązania zagadki przez policjantów. I ogląda się to znakomicie! Do klasowej obsady (Więckiewicz, Buczkowska, Chabior, Stelmaszyk) Machulski zdążył już nas przyzwyczaić, ale tak znakomitej parodii horroru nie widziałem już dawno. Wampir-senior, któremu wypadają ostatnie zęby, małe wampirzątko, które uspokaja się jedynie w obecności... księdza i cowieczorny rodzinny rytuał w postaci małego koncertu muzyki klasycznej to elementy tej wyśmienitej komediowej układanki, która wywoła uśmiech na twarzy nawet największego ponuraka. Wspaniale jest móc powiedzieć, że oto mamy polską komedię, która nie bazuje na prymitywnym humorze czy kiczowatych romansach, ale znakomicie buduje intrygę i wprowadza humor w sytuacje surrealne, w życiu codziennym przecież niespotykane.
Reżyser kolejny raz dał dowód swej słabości do prowincji (którą uczynił bohaterką choćby Pieniądze to nie wszystko) i osadził akcję w pięknych plenerach Mazur. Jednocześnie dał się ponieść prowincjonalnym stereotypom, umieszczając w Kołysance zarówno listonosza-pijaka, a jednocześnie wiejskiego głupka, nieefektywnych policjantów i księdza-egoistę, którego zaginięcie wywołuje we wsi największe oburzenie. Stereotypowe czy nie, te postaci przekonują nas, bo takie też mamy o nich wyobrażenie, a nawet znamy takich osobników w rzeczywistości.
Zabawne sceny podczas napisów końcowych jedynie utwierdzają nas w przekonaniu, iż mieliśmy do czynienia z prawdziwie profesjonalnym, artystycznym przedsięwzięciem, po którym przez wiele godzin uśmiech pozostanie na naszych twarzach, a główny motyw filmu w głowach.
99... And counting.
Kołysanka; premiera: 12.02.10; reżyseria: Juliusz Machulski; scenariusz: Adam Dobrzycki; obsada: Robert Więckiewicz, Małgorzata Buczkowska, Janusz Chabior, Krzysztof Stelmaszyk
Komentarze