11 listopada 1962 roku w Roswell w stanie Nowy Meksyk przyszła na świat Demetria Gene Guynes. Trzydzieści kilka lat później, po obejrzeniu Ludzi honoru, po raz pierwszy zakochałem się w Demi Moore. Dziś, po kolejnych 18 latach, zakochałem się w niej ponownie. Aha, Demetria Gene Guynes i Demi Moore to ta sama osoba.
Jak to możliwe, że 48-letnia kobieta, matka trójki dzieci, może wyglądać tak fenomenalnie? Nie pytam i nie chcę wiedzieć o operacjach plastycznych, botoksach i innych tego typu wspomagaczach, bo nawet one nie byłyby w stanie utrzymać Demi w tak oszałamiającej formie. To po prostu boski pierwiastek. Bóg dał jej też talent aktorski, dlatego Pani Moore vel Kutcher w dalszym ciągu należy do hollywoodzkiej pierwszej ligi.
W swym ostatnim filmie - The Joneses - Demi wciela się w rolę żony Davida Duchovnego, oni zaś są rodzicami Amber Heard i Bena Hollingswortha. Tak naprawdę jednak nie łączą ich żadne relacje - Kate, Steve, Jenn i Mick Jonesowie to udawana rodzina, a jednocześnie grupa doświadczonych trendsetterów. Wprowadzają się do nowego miasta, by tam promować produkty swych mocodawców. Robią to doskonale. Problem w tym, że Steve Jones (Duchovny) jest w tej rodzinie nowy - do tej pory zajmował się jawną sprzedażą i z trudem przychodzi mu ignorowanie wszelkich relacji i uczuć, jakie odczuwa do pozostałych członków rodziny, zwłaszcza Kate. Steve czuje, że w tym udawanym modelu jest coś, czego jemu nie udało się zdobyć - dobrobyt szczęśliwej rodziny, choć owo szczęście jest tylko etykietką. Wie, że Kate czuje to samo, ale jest zbyt ambitna i pracoholiczna, by spontanicznie oddać się uczuciom. To Steve jest centralną postacią tej opowieści i to on zdefiniuje przyszłość tej sztucznej rodziny.
Mogę polecić The Joneses z kilku względów.
Po primo: para głównych bohaterów. Moore i Duchovny doskonale ze sobą współpracują, a w jego grze widać kilka sezonów Californication - z łatwością przychodzi mu żartowanie, choć humor to zdecydowanie subtelniejszy, niż w kultowym już serialu.
Po secudno: Demi Moore. Bez komentarza.
Po tertio: The Joneses to znakomita okazja, by przekonać się, jak łatwo Amerykanom przychodzi przejaskrawianie modnych tematów. Trendsetting czy, jak to ładnie nazwane jest w filmie, self-marketing to na pewno poważne zjawiska w dziedzinie marketingu, generujące poważne kontrowersje natury moralnej. Ale sugestie Derricka Bortego, iż ludzie kupią coś tylko dlatego, że ktoś uważany za popularnego tego "czegoś"używa, są zdecydowanie mocno przesadzone. Borte próbuje dowieść, jak tragiczne konsekwencje może mieć self-marketing, ale ociera się o groteskę.
A poza tym - to kino w pełni autorskie. Borte napisał, nakręcił i wyprodukował ten film. Zasługuje na to, by zapoznać się z jego debiutanckim dziełem.
Tytuł: The Joneses
Premiera: 13.09.2009
Reżyseria: Derrick Borte
Scenariusz: Derrick Borte, Randy T. Dinzler
Zdjęcia: Yaron Orbach
Muzyka: Nick Urata
Obsada: Demi Moore, David Duchovny, Amber Heard, Ben Hollingsworth, Gary Cole, Glenne Headly, Lauren Hutton, Christine Evangelista, Chris Williams
Jak to możliwe, że 48-letnia kobieta, matka trójki dzieci, może wyglądać tak fenomenalnie? Nie pytam i nie chcę wiedzieć o operacjach plastycznych, botoksach i innych tego typu wspomagaczach, bo nawet one nie byłyby w stanie utrzymać Demi w tak oszałamiającej formie. To po prostu boski pierwiastek. Bóg dał jej też talent aktorski, dlatego Pani Moore vel Kutcher w dalszym ciągu należy do hollywoodzkiej pierwszej ligi.
W swym ostatnim filmie - The Joneses - Demi wciela się w rolę żony Davida Duchovnego, oni zaś są rodzicami Amber Heard i Bena Hollingswortha. Tak naprawdę jednak nie łączą ich żadne relacje - Kate, Steve, Jenn i Mick Jonesowie to udawana rodzina, a jednocześnie grupa doświadczonych trendsetterów. Wprowadzają się do nowego miasta, by tam promować produkty swych mocodawców. Robią to doskonale. Problem w tym, że Steve Jones (Duchovny) jest w tej rodzinie nowy - do tej pory zajmował się jawną sprzedażą i z trudem przychodzi mu ignorowanie wszelkich relacji i uczuć, jakie odczuwa do pozostałych członków rodziny, zwłaszcza Kate. Steve czuje, że w tym udawanym modelu jest coś, czego jemu nie udało się zdobyć - dobrobyt szczęśliwej rodziny, choć owo szczęście jest tylko etykietką. Wie, że Kate czuje to samo, ale jest zbyt ambitna i pracoholiczna, by spontanicznie oddać się uczuciom. To Steve jest centralną postacią tej opowieści i to on zdefiniuje przyszłość tej sztucznej rodziny.
Mogę polecić The Joneses z kilku względów.
Po primo: para głównych bohaterów. Moore i Duchovny doskonale ze sobą współpracują, a w jego grze widać kilka sezonów Californication - z łatwością przychodzi mu żartowanie, choć humor to zdecydowanie subtelniejszy, niż w kultowym już serialu.
Po secudno: Demi Moore. Bez komentarza.
Po tertio: The Joneses to znakomita okazja, by przekonać się, jak łatwo Amerykanom przychodzi przejaskrawianie modnych tematów. Trendsetting czy, jak to ładnie nazwane jest w filmie, self-marketing to na pewno poważne zjawiska w dziedzinie marketingu, generujące poważne kontrowersje natury moralnej. Ale sugestie Derricka Bortego, iż ludzie kupią coś tylko dlatego, że ktoś uważany za popularnego tego "czegoś"używa, są zdecydowanie mocno przesadzone. Borte próbuje dowieść, jak tragiczne konsekwencje może mieć self-marketing, ale ociera się o groteskę.
A poza tym - to kino w pełni autorskie. Borte napisał, nakręcił i wyprodukował ten film. Zasługuje na to, by zapoznać się z jego debiutanckim dziełem.
Tytuł: The Joneses
Premiera: 13.09.2009
Reżyseria: Derrick Borte
Scenariusz: Derrick Borte, Randy T. Dinzler
Zdjęcia: Yaron Orbach
Muzyka: Nick Urata
Obsada: Demi Moore, David Duchovny, Amber Heard, Ben Hollingsworth, Gary Cole, Glenne Headly, Lauren Hutton, Christine Evangelista, Chris Williams
Komentarze