Jeśli miał to być horror - nie jest. Jeśli film grozy - też nie. Jeśli thriller - znowu pudło. Natomiast jeśli miał to być film wykorzystujący bez skrupułów wszystko, co już w wymienionych gatunkach było - to jest to strzał w dziesiątkę.
Są tu złowieszczo bawiące się na hotelowych korytarzach dzieci, jest tajemnicza wyspa, na której oczywiście niemal nie ma mieszkańców. Jest bohaterka, przeżywająca psychiczne załamanie po zaginięciu syna i wszechobecna woda - alegoria bezkresu i wysłanniczka śmierci. Wyspa zaginionych korzysta ze schematów świetnie znanych, i to nie tyle w kinie światowym, co nawet hiszpańskim.
Cierpiącą po utracie dziecka matkę widzieliśmy już przecież w Sierocińcu, a wizualnie film z pewnością wzorował się na stylu Guillermo del Toro. Znakomita wodna introdukcja zapowiadała obraz o klimacie baśniowej grozy, a tymczasem otrzymaliśmy nudną do bólu opowiastkę o chorobie psychicznej, będącej wynikiem wyparcia tragicznego wydarzenia ze świadomości bohaterki. Elena Anaya nie przekonuje, a wręcz irytuje i nawet zarekomendowanie jej jako nowej ulubienicy Pedro Almodovara nie przekonało mnie. To ładna dziewczyna, ale aby zaistnieć w filmie na dłużej musi wybierać produkcje bardziej wymagające.
I skąd ten tytuł? Jeśli oglądałem uważnie - starałem się, choć poziom nudy utrudniał - to w całym filmie zaginęły dwie osoby. Czy to powód, by polscy tłumacze nadali taki tytuł temu filmowi? Widocznie. Żelazo - tak brzmi przetłumaczony na język polski oryginalny tytuł filmu - Hierro. To hiszpańskie słowo do tej pory kojarzyło mi się jedynie z popularnym w latach 90-tych znakomitym piłkarzem . I to na pewno się nie zmieni.
Tytuł: Wyspa zaginionych
Tytuł oryginalny: Hierro
Premiera: 18.05.2009
Reżyseria: Gabe Ibáñez
Scenariusz: Javier Gullón, Jesús de la Vega
Zdjęcia: Alejandro Martínez
Muzyka: Zacarías M. de la Riva
Obsada: Elena Anaya, Bea Segura, Andrés Herrera, Kaiet Rodríguez
Są tu złowieszczo bawiące się na hotelowych korytarzach dzieci, jest tajemnicza wyspa, na której oczywiście niemal nie ma mieszkańców. Jest bohaterka, przeżywająca psychiczne załamanie po zaginięciu syna i wszechobecna woda - alegoria bezkresu i wysłanniczka śmierci. Wyspa zaginionych korzysta ze schematów świetnie znanych, i to nie tyle w kinie światowym, co nawet hiszpańskim.
Cierpiącą po utracie dziecka matkę widzieliśmy już przecież w Sierocińcu, a wizualnie film z pewnością wzorował się na stylu Guillermo del Toro. Znakomita wodna introdukcja zapowiadała obraz o klimacie baśniowej grozy, a tymczasem otrzymaliśmy nudną do bólu opowiastkę o chorobie psychicznej, będącej wynikiem wyparcia tragicznego wydarzenia ze świadomości bohaterki. Elena Anaya nie przekonuje, a wręcz irytuje i nawet zarekomendowanie jej jako nowej ulubienicy Pedro Almodovara nie przekonało mnie. To ładna dziewczyna, ale aby zaistnieć w filmie na dłużej musi wybierać produkcje bardziej wymagające.
I skąd ten tytuł? Jeśli oglądałem uważnie - starałem się, choć poziom nudy utrudniał - to w całym filmie zaginęły dwie osoby. Czy to powód, by polscy tłumacze nadali taki tytuł temu filmowi? Widocznie. Żelazo - tak brzmi przetłumaczony na język polski oryginalny tytuł filmu - Hierro. To hiszpańskie słowo do tej pory kojarzyło mi się jedynie z popularnym w latach 90-tych znakomitym piłkarzem . I to na pewno się nie zmieni.
Tytuł: Wyspa zaginionych
Tytuł oryginalny: Hierro
Premiera: 18.05.2009
Reżyseria: Gabe Ibáñez
Scenariusz: Javier Gullón, Jesús de la Vega
Zdjęcia: Alejandro Martínez
Muzyka: Zacarías M. de la Riva
Obsada: Elena Anaya, Bea Segura, Andrés Herrera, Kaiet Rodríguez
Komentarze