Melancholia

Czy można zrobić piękny film o katastrofie? Można jeśli jest się Larsem von Trierem.

Absorbują. Wzruszają. Straszą. Odrażają. Zachwycają. Co jeszcze robią filmy duńskiego reżysera? Na pewno nie pozostawiają widza biernym. Najtęższe umysły próbowały analizować kino von Triera, doszukiwały się traum z dziecięcych lat filmowca, jego sadystycznych skłonności. Nic nie znaleźli. On po prostu dysponuje potężnym orężem - wyobraźnią tak niepowtarzalną, że dla wielu nieuchwytną.

Pragnę podkreślić, że nie uważam, by dla mnie koncepty von Triera były w pełni uchwytne. Jest we mnie mnóstwo pokory wobec jego twórczości, ale jednocześnie czuję się wyjątkowo pewny słuszności mych opinii o niej.

Melancholia jest przykładem doskonale skonstruowanego koncept-filmu, polaryzującego swoją atmosferą i mesmeryzującego. Pozornie zwyczajna sekwencja rodzinnego wesela (odrobinę zbyt rozwleczona) okazuje się symbolicznym początkiem końca. Relacje rodzinne zostają nadszarpnięte, podobnie jak psychika głównej bohaterki, miotającej się w kokonie skrajnych emocji. To wszystko jednak straci znaczenie w obliczu zbliżającej się katastrofy. A najważniejsze, by ze spokojem przyjąć jej nadejście.

To właśnie o tym jest Melancholia. O znalezieniu wewnętrznej równowagi, gdy wszystko wokół z niej wytrąca. To prawdopodobnie najpiękniejszy film katastroficzny, choć u von Triera katastrofa ma wymiar znacznie bardziej osobisty.



Tytuł: Melancholia

Komentarze

Ogelemezelebedu pisze…
"Melancholia" była naprawdę interesująca i momentami przejmująca, ale uważam, że mimo wszystko w "Czarnym łabędziu" wewnętrzne rozterki bohaterki zostały zaprezentowane nieco lepiej i z większą głębią.

Muszę jednak przyznać, że film ten z chęcią obejrzę raz jeszcze (nie tylko dla doskonałej sceny rodzajowej ^^), ale przede wszystkim dla znakomitych efektów specjalnych i 15-minutowego wstępu :D