Zielono mu. Ryan Reynolds postanowił raz jeszcze wcielić się w komiksowego herosa. Był już Hannibalem Kingiem w Blade: Mroczna trójca, w X-Men Geneza: Wolverine pojawił się na krótko jako Deadpool i jako ta postać wystąpi w 2012 roku w samodzielnym filmie. W międzyczasie jednak postanowił dołączyć do korpusu strażników Wszechświata jako Green Lantern.
Dobrze, że Marvel nie ma monopolu na filmowe adaptacje komiksów. Należąca do uniwersum DC Comics postać Green Lanterna jest z pewnością jedną z ciekawszych, biorąc pod uwagę z jakim pietyzmem skonstruowana została rzeczywistość, w której działa. Zielona Latarnia to bowiem zwykły człowiek, który zostaje obdarowany magicznym pierścieniem przez przybysza z kosmosu.
Nietypowo zielony element biżuterii okazuje się potężną bronią, pozwalającą zmaterializować dowolny obiekt, który powstaje w wyobraźni osoby noszącej pierścień. Oręż ten trafia w ręce nieodpowiedzialnego Hala Jordana, który musi szybko wydorośleć, by stanąć w obronie Ziemi i całego Wszechświata.
Byłem pełen obaw w stosunku do głównego bohatera, które nie słabły nawet wobec mojej wieloletniej sympatii dla Reynoldsa. Okazało się jednak, że z rolą obrońcy ludzkości poradził sobie dobrze, będąc jedną z mocniejszych stron Green Lantern. Kolejnym atutem filmu jest dość mroczna, jak na kino komiksowe, atmosfera - pojedynki Hala Jordana z szalonym Hectorem Hammondem (niezły Peter Sarsgaard) są interesująco wykonane i przejmujące.
Łyżką dziegciu w beczce miodu - tak, jak w przypadku poprzednio recenzowanej przez mnie produkcji - jest ukochana protagonisty. Trudno odmówić Blake Lively urody, być może nawet talentu, ale drewniane kwestie włożone w jej usta przez scenarzystów dyskredytują jej rolę na całej linii. Nowa gwiazdka Hollywood wpisuje się na listę aktorek-broszek, które poza błyszczeniem urodą i towarzyszeniem swojemu filmowemu partnerowi nie robią nic.
A reszta to standard: fascynujące efekty specjalne, zniszczone miasta, wielka miłość, ostateczna przemiana i triumf głównego bohatera. I formułka o wielkiej odpowiedzialności.
Można obejrzeć. Albo nie.
Tytuł: Green Lantern
Premiera: 14.06.2011
Reżyseria: Martin Campbell
Scenariusz: Greg Berlanti, Michael Green, Marc Guggenheim, Michael Goldenberg
Zdjęcia: Dion Beebe
Muzyka: James Newton Howard
Obsada: Ryan Reynolds, Blake Lively, Peter Sarsgaard, Mark Strong, Tim Robbins, Jay O. Sanders
Dobrze, że Marvel nie ma monopolu na filmowe adaptacje komiksów. Należąca do uniwersum DC Comics postać Green Lanterna jest z pewnością jedną z ciekawszych, biorąc pod uwagę z jakim pietyzmem skonstruowana została rzeczywistość, w której działa. Zielona Latarnia to bowiem zwykły człowiek, który zostaje obdarowany magicznym pierścieniem przez przybysza z kosmosu.
Nietypowo zielony element biżuterii okazuje się potężną bronią, pozwalającą zmaterializować dowolny obiekt, który powstaje w wyobraźni osoby noszącej pierścień. Oręż ten trafia w ręce nieodpowiedzialnego Hala Jordana, który musi szybko wydorośleć, by stanąć w obronie Ziemi i całego Wszechświata.
Byłem pełen obaw w stosunku do głównego bohatera, które nie słabły nawet wobec mojej wieloletniej sympatii dla Reynoldsa. Okazało się jednak, że z rolą obrońcy ludzkości poradził sobie dobrze, będąc jedną z mocniejszych stron Green Lantern. Kolejnym atutem filmu jest dość mroczna, jak na kino komiksowe, atmosfera - pojedynki Hala Jordana z szalonym Hectorem Hammondem (niezły Peter Sarsgaard) są interesująco wykonane i przejmujące.
Łyżką dziegciu w beczce miodu - tak, jak w przypadku poprzednio recenzowanej przez mnie produkcji - jest ukochana protagonisty. Trudno odmówić Blake Lively urody, być może nawet talentu, ale drewniane kwestie włożone w jej usta przez scenarzystów dyskredytują jej rolę na całej linii. Nowa gwiazdka Hollywood wpisuje się na listę aktorek-broszek, które poza błyszczeniem urodą i towarzyszeniem swojemu filmowemu partnerowi nie robią nic.
A reszta to standard: fascynujące efekty specjalne, zniszczone miasta, wielka miłość, ostateczna przemiana i triumf głównego bohatera. I formułka o wielkiej odpowiedzialności.
Można obejrzeć. Albo nie.
Tytuł: Green Lantern
Premiera: 14.06.2011
Reżyseria: Martin Campbell
Scenariusz: Greg Berlanti, Michael Green, Marc Guggenheim, Michael Goldenberg
Zdjęcia: Dion Beebe
Muzyka: James Newton Howard
Obsada: Ryan Reynolds, Blake Lively, Peter Sarsgaard, Mark Strong, Tim Robbins, Jay O. Sanders
Komentarze