Jedenaście nominacji do Oscara. Jedenaście! - te słowa miałem na ustach, wychodząc z kina. Najnowszy film Martina Scorsese wszędzie wzbudza zachwyty, a ja wciąż zachodzę w głowę - dlaczego? Hugo i jego wynalazek to kino przygodowe, które rozmija się z przygodą, a zarazem jeden z najbardziej przecenionych filmów ubiegłego roku.
W tegorocznym oscarowym boju znalazły się dwa filmy, które poświęcone są magii kina: bardzo plastyczny, wysmakowany Artysta i Hugo właśnie. Oba obrazy składają piękny hołd filmom sprzed lat, ale dzieli je przepaść, zarówno pod względem formy, jak i treści. Podczas gdy niedawno recenzowany przeze mnie niemy film zgłębia historię i magię klasycznej epoki kina, posługując się jej paletą estetyczną, film Scorsese wydaje się być fanaberią samego reżysera. Podobnie jak autor zaadaptowanej na film ilustrowanej powieści, Brian Selznick, twórca Infiltracji chciał wyrazić sympatię i szacunek dla pełnej wyobraźni twórczości Georgesa Méliès, jednego z pionierów kina. Dlaczego jednak zrobił to w sposób tak sztuczny i niegodny tak dobrego reżysera?
Hugo to nie pełna przygód baśń, jak się spodziewałem, ale grzeczna czytanka wprost z kiepskiego elementarza. Dowiemy się z niej, że każdy ma swój cel w życiu albo że bez kłopotów nie ma przygody. Tyle że główny bohater popada w niejedne tarapaty, a przygody w dalszym ciągu nie widać. Historia chłopca-sieroty, który w latach dwudziestych XX w. żyje w murach paryskiego dworca i próbuje kontynuować dzieło swojego ojca przez przynajmniej 60 minut najzwyczajniej nuży. Mimo, że na ekranie widzimy przede wszystkim dwójkę dziecięcych bohaterów, spontanicznych dialogów i zabawnych sytuacji jest jak na lekarstwo. Niezbędny komizm zapewnia Sacha Baron Cohen jako naczelnik dworca, zakochany w kwiaciarce i prawdopodobnie własnym psie, ale to zdecydowanie za mało, by porwać nastoletnich widzów, a to do nich najprawdopodobniej kieruje swe dzieło Scorsese.
Druga część filmu, w której dowiadujemy się o filmowej przeszłości jednego z bohaterów i wchodzimy w gąszcz fantazji na temat kina, jest zdecydowanie bardziej żywa, ale i tu pojawia się zgrzyt - fabularna wolta zostaje w pewnym momencie sprowadzona do linearnego, prostackiego wytłumaczenia widzowi motywów postaci. Nie pozostaje nic do wyjaśnienia, nic do indywidualnej interpretacji. Baśniowość tej historii, która tak pasowałaby do niebiesko-miedzianych barw paryskiego anturażu, zostaje ostatecznie zanegowana. Scorsese zrobił film bardzo ładny, ale przede wszystkim pod swój gust. Razi przesadny dramatyzm gestów i ostentacyjna laurkowość fragmentów poświęconych Méliès, trudno przebrnąć przez powtarzalne sceny, ukazujące zakamarki dworca Montparnasse. Reżyser dowodzi znakomitych umiejętności warsztatowych, ale cóż one znaczą, gdy treść pozostaje wyblakła?
Poza Cohenem na plus należy zaliczyć kreacje Bena Kingsleya i Michaela Stuhlbarga, który w niewielkim epizodzie pokazuje niezwykłe umiejętności aktorskie. Zupełnie zawodzą główni bohaterowie - Asa Butterfield i Chloë Grace Moretz nie wiedzieć czemu grają postacie o wiele bardziej dorosłe, niż wskazywałby na to ich wiek, a to naprawdę fałszuje w historii skierowanej do dzieci i nastolatków. Co więcej, idiotycznym posunięciem było wmuszenie w Moretz brytyjskiego akcentu, który jest tak sztuczny, że nie tyle irytuje, co po prostu wkurza. Szkoda, bo młoda aktorka tą rolą przekreśliła swój całkiem ciekawy dotychczasowy dorobek.
Liczyłem, że Hugo i jego wynalazek będzie naprawdę dobrą zabawą i powrotem do wspaniałych tradycji kina nowej przygody. Tymczasem Martin Scorsese stworzył trudną do przyswojenia i najzwyczajniej nudną opowieść o jednym z pionierów kina. Nie sądzę jednak, aby którykolwiek z widzów po obejrzeniu Hugo... sięgnął po inne dzieła Méliès. Ja na pewno zastanowię się, nim sięgnę po kolejne podpisane nazwiskiem Scorsese.
Tytuł: Hugo i jego wynalazek
Tytuł oryginalny: Hugo
Premiera: 10.10.2011
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: John Logan, na podstawie powieści The Invention of Hugo Cabret Briana Selznicka
Zdjęcia: Robert Richardson
Muzyka: Howard Shore
Obsada: Asa Butterfield, Chloë Grace Moretz, Sacha Baron Cohen, Ben Kingsley, Emily Mortimer, Christopher Lee, Helen McCrory, Michael Stuhlbarg, Frances de la Tour,
Richard Griffiths
W tegorocznym oscarowym boju znalazły się dwa filmy, które poświęcone są magii kina: bardzo plastyczny, wysmakowany Artysta i Hugo właśnie. Oba obrazy składają piękny hołd filmom sprzed lat, ale dzieli je przepaść, zarówno pod względem formy, jak i treści. Podczas gdy niedawno recenzowany przeze mnie niemy film zgłębia historię i magię klasycznej epoki kina, posługując się jej paletą estetyczną, film Scorsese wydaje się być fanaberią samego reżysera. Podobnie jak autor zaadaptowanej na film ilustrowanej powieści, Brian Selznick, twórca Infiltracji chciał wyrazić sympatię i szacunek dla pełnej wyobraźni twórczości Georgesa Méliès, jednego z pionierów kina. Dlaczego jednak zrobił to w sposób tak sztuczny i niegodny tak dobrego reżysera?
Hugo to nie pełna przygód baśń, jak się spodziewałem, ale grzeczna czytanka wprost z kiepskiego elementarza. Dowiemy się z niej, że każdy ma swój cel w życiu albo że bez kłopotów nie ma przygody. Tyle że główny bohater popada w niejedne tarapaty, a przygody w dalszym ciągu nie widać. Historia chłopca-sieroty, który w latach dwudziestych XX w. żyje w murach paryskiego dworca i próbuje kontynuować dzieło swojego ojca przez przynajmniej 60 minut najzwyczajniej nuży. Mimo, że na ekranie widzimy przede wszystkim dwójkę dziecięcych bohaterów, spontanicznych dialogów i zabawnych sytuacji jest jak na lekarstwo. Niezbędny komizm zapewnia Sacha Baron Cohen jako naczelnik dworca, zakochany w kwiaciarce i prawdopodobnie własnym psie, ale to zdecydowanie za mało, by porwać nastoletnich widzów, a to do nich najprawdopodobniej kieruje swe dzieło Scorsese.
Druga część filmu, w której dowiadujemy się o filmowej przeszłości jednego z bohaterów i wchodzimy w gąszcz fantazji na temat kina, jest zdecydowanie bardziej żywa, ale i tu pojawia się zgrzyt - fabularna wolta zostaje w pewnym momencie sprowadzona do linearnego, prostackiego wytłumaczenia widzowi motywów postaci. Nie pozostaje nic do wyjaśnienia, nic do indywidualnej interpretacji. Baśniowość tej historii, która tak pasowałaby do niebiesko-miedzianych barw paryskiego anturażu, zostaje ostatecznie zanegowana. Scorsese zrobił film bardzo ładny, ale przede wszystkim pod swój gust. Razi przesadny dramatyzm gestów i ostentacyjna laurkowość fragmentów poświęconych Méliès, trudno przebrnąć przez powtarzalne sceny, ukazujące zakamarki dworca Montparnasse. Reżyser dowodzi znakomitych umiejętności warsztatowych, ale cóż one znaczą, gdy treść pozostaje wyblakła?
Poza Cohenem na plus należy zaliczyć kreacje Bena Kingsleya i Michaela Stuhlbarga, który w niewielkim epizodzie pokazuje niezwykłe umiejętności aktorskie. Zupełnie zawodzą główni bohaterowie - Asa Butterfield i Chloë Grace Moretz nie wiedzieć czemu grają postacie o wiele bardziej dorosłe, niż wskazywałby na to ich wiek, a to naprawdę fałszuje w historii skierowanej do dzieci i nastolatków. Co więcej, idiotycznym posunięciem było wmuszenie w Moretz brytyjskiego akcentu, który jest tak sztuczny, że nie tyle irytuje, co po prostu wkurza. Szkoda, bo młoda aktorka tą rolą przekreśliła swój całkiem ciekawy dotychczasowy dorobek.
Liczyłem, że Hugo i jego wynalazek będzie naprawdę dobrą zabawą i powrotem do wspaniałych tradycji kina nowej przygody. Tymczasem Martin Scorsese stworzył trudną do przyswojenia i najzwyczajniej nudną opowieść o jednym z pionierów kina. Nie sądzę jednak, aby którykolwiek z widzów po obejrzeniu Hugo... sięgnął po inne dzieła Méliès. Ja na pewno zastanowię się, nim sięgnę po kolejne podpisane nazwiskiem Scorsese.
Tytuł: Hugo i jego wynalazek
Tytuł oryginalny: Hugo
Premiera: 10.10.2011
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: John Logan, na podstawie powieści The Invention of Hugo Cabret Briana Selznicka
Zdjęcia: Robert Richardson
Muzyka: Howard Shore
Obsada: Asa Butterfield, Chloë Grace Moretz, Sacha Baron Cohen, Ben Kingsley, Emily Mortimer, Christopher Lee, Helen McCrory, Michael Stuhlbarg, Frances de la Tour,
Richard Griffiths
Komentarze