Powieść Jonasa Jonassona o tym nie całkiem chwytliwym tytule ukazała się w Szwecji w 2010 r. i z miejsca stała się bestsellerem, szybko osiągając sukces także na innych rynkach europejskich. Nietrudno o wskazanie przyczyn tego sukcesu - lekkomyślny, nieznający strachu bohater, szereg nieprawdopodobnych okoliczności i mnóstwo odniesień do współczesnej historii świata czynią ze Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął opowieść bardzo wdzięczną, łatwo przyswajalną i uniwersalną, pomimo mocnego jej osadzenia w skandynawskiej mentalności.
Niewiele musiało zatem upłynąć czasu, by tę niezwykle filmową historię zdecydowano się przenieść na ekran. Śmiałkiem, który stanął za kamerą, został Felix Herngren
, reżyser - nawet jak na szwedzkie standardy - nieszczególnie doświadczony, a znany głównie z telewizyjno-kinowej działalności aktorskiej. Ten brak warsztatowej biegłości widoczny jest w Stulatku... wielokrotnie, szczególnie że literacki pierwowzór jest niezwykle dynamiczny i to właśnie ten twórczy chaos stanowi jego największy walor. Brak właściwego odtworzenia tej żywiołowości na ekranie to największe uchybienie Herngrena.
Allana Karlssona zaraz po premierze powieści ochrzczono nowym Forrestem Gumpem i trudno się z tym porównaniem nie zgodzić, choć obu bohaterów dzieli równie dużo, co łączy. Rezolutnego Szweda poznajemy w dniu jego setnych urodzin, jednak jego historia opowiadana jest w dwóch płaszczyznach - współczesnej i retrospektywnej. Żadna z tych perspektyw nie uzyskuje jednak przewagi nad drugą, przez co widz w równym stopniu uczestniczy w obecnych perypetiach Allana, jak i w jego dawnych przygodach. A cóż to były za atrakcje! Współtworzenie bomby atomowej z Oppenheimerem, ucztowanie z generałem Franco i pijaństwo ze Stalinem, wreszcie gułag wraz z mało inteligentnym bratem pewnego znanego uczonego - to tylko wierzchołek góry lodowej, którą ze swych niesamowitych doświadczeń zbudował przez lata Karlsson.
Obecnie jednak wszystko wskazuje na to, że świętujący stulecie urodzin Karlsson swoje ostatnie dni spędzi w objęciach nudy. Po tym, jak w charakterystyczny dla siebie wybuchowy sposób pozbywa się buszującego wokół domu lisa, trafia bowiem do domu spokojnej starości, gdzie szybko dochodzi do wniosku, że nie przeżył jeszcze wszystkiego. Gdy ucieka, uruchamia szereg nieprawdopodobnych zdarzeń, w które uwikłane zostaną duże pieniądze, gang motocyklowy, słoń i... Bali. Nie sposób nie docenić wyobraźni Jonassona - stworzył swojemu bohaterowi życiorys, którym można byłoby obdarować kilka innych postaci filmowych i literackich. Podobnie jak Forrest Gump, Allan często wikła się w kluczowe wydarzenia historyczne, poznaje legendarnych przywódców państw i zderza się z różnymi ustrojami politycznymi. Jest przy tym niezwykle lekkomyślny i bezpośredni, niejednokrotnie sprowadzając na siebie kłopoty. Z pomocą przychodzi mu wtedy wyobraźnia autora, który w sobie tylko znany sposób odmienia los swego bohatera, pozwalając mu dożyć sędziwego wieku.
Mimo że na ekranie dzieje się sporo, niezwykle trudno jest odczuć dynamikę zwrotów akcji. Herngren bardzo często zmienia rytm opowiadania, a niestety lubi to robić zwłaszcza wtedy, gdy zmiana ta jest zupełnie niewskazana. W ten sposób Stulatek... traci impet, co w pewien sposób próbują ratować aktorzy, z których na najwyższą ocenę zasługują David Wiberg i Mia Skäringer, odtwórcy drugoplanowych, ale bardzo zabawnych ról przypadkowych towarzyszy Allana. Humor w adaptacji powieści Jonassona dawkowany jest jednak bardzo oszczędnie - mimo zasadniczo humorystycznego wydźwięku filmu, prawdziwie zabawnych gagów znajdziemy w tej komedii jak na lekarstwo. Wygląda to tak, jakby zbiór osobliwych postaci i rekwizytów miał samym swym jestestwem zagwarantować widzom doskonałą zabawę, jednak wątpliwa jakość większości dialogów sprawia, że utkana misternie wielobarwna tkanina fabuły przestaje imponować.
Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął jest jednak rozrywką sympatyczną i wartą uwagi - z przymrużeniem oka traktuje przemoc, politykę i kwestię śmierci, oferując przy tym znakomitą podróż przez XX-wieczną historię świata. Ze szczególnym sentymentem spojrzą na ten film szczególnie ci, którzy wciąż pamiętają komedie omyłek spod znaku Louisa de Funès i Gangu Olsena.
I tylko w stuletnie singielstwo Allana Karlssona nie chce się wierzyć...
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Allana Karlssona zaraz po premierze powieści ochrzczono nowym Forrestem Gumpem i trudno się z tym porównaniem nie zgodzić, choć obu bohaterów dzieli równie dużo, co łączy. Rezolutnego Szweda poznajemy w dniu jego setnych urodzin, jednak jego historia opowiadana jest w dwóch płaszczyznach - współczesnej i retrospektywnej. Żadna z tych perspektyw nie uzyskuje jednak przewagi nad drugą, przez co widz w równym stopniu uczestniczy w obecnych perypetiach Allana, jak i w jego dawnych przygodach. A cóż to były za atrakcje! Współtworzenie bomby atomowej z Oppenheimerem, ucztowanie z generałem Franco i pijaństwo ze Stalinem, wreszcie gułag wraz z mało inteligentnym bratem pewnego znanego uczonego - to tylko wierzchołek góry lodowej, którą ze swych niesamowitych doświadczeń zbudował przez lata Karlsson.
Obecnie jednak wszystko wskazuje na to, że świętujący stulecie urodzin Karlsson swoje ostatnie dni spędzi w objęciach nudy. Po tym, jak w charakterystyczny dla siebie wybuchowy sposób pozbywa się buszującego wokół domu lisa, trafia bowiem do domu spokojnej starości, gdzie szybko dochodzi do wniosku, że nie przeżył jeszcze wszystkiego. Gdy ucieka, uruchamia szereg nieprawdopodobnych zdarzeń, w które uwikłane zostaną duże pieniądze, gang motocyklowy, słoń i... Bali. Nie sposób nie docenić wyobraźni Jonassona - stworzył swojemu bohaterowi życiorys, którym można byłoby obdarować kilka innych postaci filmowych i literackich. Podobnie jak Forrest Gump, Allan często wikła się w kluczowe wydarzenia historyczne, poznaje legendarnych przywódców państw i zderza się z różnymi ustrojami politycznymi. Jest przy tym niezwykle lekkomyślny i bezpośredni, niejednokrotnie sprowadzając na siebie kłopoty. Z pomocą przychodzi mu wtedy wyobraźnia autora, który w sobie tylko znany sposób odmienia los swego bohatera, pozwalając mu dożyć sędziwego wieku.
Mimo że na ekranie dzieje się sporo, niezwykle trudno jest odczuć dynamikę zwrotów akcji. Herngren bardzo często zmienia rytm opowiadania, a niestety lubi to robić zwłaszcza wtedy, gdy zmiana ta jest zupełnie niewskazana. W ten sposób Stulatek... traci impet, co w pewien sposób próbują ratować aktorzy, z których na najwyższą ocenę zasługują David Wiberg i Mia Skäringer, odtwórcy drugoplanowych, ale bardzo zabawnych ról przypadkowych towarzyszy Allana. Humor w adaptacji powieści Jonassona dawkowany jest jednak bardzo oszczędnie - mimo zasadniczo humorystycznego wydźwięku filmu, prawdziwie zabawnych gagów znajdziemy w tej komedii jak na lekarstwo. Wygląda to tak, jakby zbiór osobliwych postaci i rekwizytów miał samym swym jestestwem zagwarantować widzom doskonałą zabawę, jednak wątpliwa jakość większości dialogów sprawia, że utkana misternie wielobarwna tkanina fabuły przestaje imponować.
Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął jest jednak rozrywką sympatyczną i wartą uwagi - z przymrużeniem oka traktuje przemoc, politykę i kwestię śmierci, oferując przy tym znakomitą podróż przez XX-wieczną historię świata. Ze szczególnym sentymentem spojrzą na ten film szczególnie ci, którzy wciąż pamiętają komedie omyłek spod znaku Louisa de Funès i Gangu Olsena.
I tylko w stuletnie singielstwo Allana Karlssona nie chce się wierzyć...
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
Tytuł oryginalny: Hundraåringen som klev ut genom fönstret och försvann
Premiera: 25.12.2013
Reżyseria: Felix Herngren
Scenariusz: Felix Herngren, Hans Ingemansson, na podstawie powieści Jonasa Jonassona
Zdjęcia: Göran Hallberg
Muzyka: Matti Bye
Obsada: Robert Gustafsson, Iwar Wiklander, David Wiberg, Mia Skäringer, Jens Hultén, Bianca Cruzeiro, Alan Ford, Sven Lönn, Georg Nikoloff, Simon Säppenen
Komentarze