To chyba niezły moment - będąc sennym recenzować film o tak znaczącym tytule. Chociaż wydaje mi się, że nie ma dobrego momentu na recenzowanie tego filmu. Trzeba się z nim zmierzyć. I obrać stronę. Ja już obrałem. Staję po jednej stronie barykady razem z twórcami filmu i jego zwolennikami. Bardziej tu pasuję, po prostu.
Na początku wyjaśnijmy sobie jedno - nie będę nawet próbował stawiać się w pozycji znawcy polskiego kina, bo niestety nie widziałem go tyle, by sądy nad nim wydawać stanowcze. Jestem jednak jego zwolennikiem i bardzo rzadko zdarza mi się mówić, że polska kinematografia to lipa. Boleję bardzo nad tym, że w szkołach nie zaszczepiano mi nigdy miłości do kina, nie pokazywano tego przejawu polskiej kultury, który przecież nie ma się czego wstydzić, a wieloma dziełami może się pochwalić. Pozwoliłem sobie na to wyjaśnienie, by nie wyjść później na zupełnego ignoranta. Tak więc, drodzy Państwo, chęć dokształcenia się mam i przemienię ją w czyn (nawet ostatnio udało mi się wygrać antologię Historia kina polskiego Tadeusza Lubelskiego i liczę, że będę miał czas pochłonąć to cenne, opasłe tomisko).
Pierwszy problem z filmem Magdaleny Piekorz mam z określeniem tematyki. No bo owszem - to rzecz o emocjach, ich skrywaniu i uciekaniu od nich, o przywiązaniu i zdradzie, o braku akceptacji i tkwieniu w hermetycznym otoczeniu. O tym wszystkim - naprawdę. Przychodzi podczas oglądania tego filmu moment, w którym widz głupieje, bo nie wie, czego się chwycić. Być może jestem człowiekiem zbyt prostym, by pojąć zawiłości i meandry zamysłów zarówno reżyserki, jaki i scenarzysty, znakomitego pisarza, Wojciecha Kuczoka, ale szukałem długo motywu przewodniego, wspólnego mianownika, łączącego trzy wątki tworzące fabułę. Może to po prostu moje przyzwyczajenie. A może niedociągnięcie twórców? W końcu znalazłem - to film o ludziach. O tym, że życie jest bledsze, niż nasze kolorowe wyobrażenia, a miejsca, do których rzuca nas los, często straszą cieniami i śmierdzą stęchlizną wspomnień. A tytuł filmu - Senność - odnosi się do emocji, których tak często się boimy i które tak często usypiamy.
Formalnie film trzyma wysoki poziom. Gra światłem, utrzymywanie kolorystyki filmu w tonie szarości, a także żółci, która buduje właśnie klimat półsnu, dają pożądany efekt. Do filmu zaangażowana została czołówka polskich aktorów: Małgorzata Kożuchowska, Andrzej Grabowski, Bartosz Obuchowicz, Michał Żebrowski, Rafał Maćkowiak. Ale mi najbardziej do gustu przypadła rola Krzysztofa Zawadzkiego, który wypowiada mnóstwo interesujących kwestii, popartych bardzo naturalną i przekonującą grą. Przyćmiewa swoją kreacją innych, bardziej lansowanych aktorów (jak choćby Żebrowskiego, którego gra może się podobać jedynie w scenie z halucynacjami). Wypada wierzyć, że będzie dostawał więcej szans w tak ambitnych produkcjach.
Nie tylko Zawadzki zresztą ma ciekawe linijki. Wszyscy bohaterowie prowadzą ciekawe dialogi, które zdecydowanie za często biją po uszach patosem, ale niemal równie często kąsają wspaniałą ironią i obnażają ludzkie przywary. Nie są to pamiętne wersy, którymi będziecie mogli potem szafować w towarzystwie, ale kunszt scenarzysty znajduje swe odbicie właśnie w tych wspaniałych dialogach.
Jeśli miałbym oceniać polską kinematografię tylko na podstawie tego filmu, powiedziałbym, że jest dobrze. Nie porywająco, nie fantastycznie, ale dobrze. Na pewno film Magdaleny Piekorz jest wart uwagi, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że z potencjału, który miał, można było upiec prawdziwy specjał. Nie ma jednak, co narzekać - dostaliśmy dobrą, ambitną produkcję, z bardzo dobrą obsadą, świetną muzyką i wysmakowanymi dialogami. Grzechem byłoby narzekać :)
PS. Rola Krzysztofa Kolbergera w filmie jest niewielka, ale dobrze wiedzieć, że ten wielki aktor znów występuje i że nie dał się chorobie. Odcisnęła ona swoje piętno na wyglądzie aktora, ale go nie złamała, co ogromnie cieszy i mnie, i pewnie Was również.
Jeśli miałbym oceniać polską kinematografię tylko na podstawie tego filmu, powiedziałbym, że jest dobrze. Nie porywająco, nie fantastycznie, ale dobrze. Na pewno film Magdaleny Piekorz jest wart uwagi, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że z potencjału, który miał, można było upiec prawdziwy specjał. Nie ma jednak, co narzekać - dostaliśmy dobrą, ambitną produkcję, z bardzo dobrą obsadą, świetną muzyką i wysmakowanymi dialogami. Grzechem byłoby narzekać :)
PS. Rola Krzysztofa Kolbergera w filmie jest niewielka, ale dobrze wiedzieć, że ten wielki aktor znów występuje i że nie dał się chorobie. Odcisnęła ona swoje piętno na wyglądzie aktora, ale go nie złamała, co ogromnie cieszy i mnie, i pewnie Was również.
Senność; premiera: 17.10.08; reżyseria: Magdalena Piekorz; scenariusz: Wojciech Kuczok; obsada: Małgorzata Kożuchowska, Andrzej Grabowski, Bartosz Obuchowicz, Michał Żebrowski, Rafał Maćkowiak, Krzysztof Zawadzki, Joanna Pierzak, Marian Dziędziel, Krzysztof Kolberger
Komentarze