Młody chłopak ma problem zdrowotny. Problem, wymagający poważnej operacji. Na początku nie wiemy, na co dokładnie jest chory, ale wiemy, że to nie przelewki. Poznajemy Elliota na dzień przed zabiegiem. Wracając ze szpitala, zatrzymuje się w kawiarni, by przeczekać przypływ bólu. Gdy jest już w stanie, zamawia koktajl, który podaje mu Chloe, prześliczna ekspedientka. Rozmawiają krótko – ona mówi mu, że jest fotograficzką i zaprasza go na jego wystawę, on wymienia grzeczności i wychodzi. Jest słaby, chce wracać do domu. Siedząc samotnie w czterech ścianach podczas – być może – ostatniego wieczoru jego życia, uświadamia sobie, że chciałby bliżej poznać Chloe. Wychodzi – a jego życie w tę jedną noc zmienia się całkowicie.
Moją przygodę na 2. American Film Festival można opisać jako działania poznawczo-odkrywcze, bowiem Do rana to kolejny fabularny debiut, z którym miałem przyjemność obcować, a słowo przyjemność jest tu kluczowe. Film Conrada Jacksona w sposób świeży, charakterystyczny dla młodych twórców afirmuje życie wbrew wszelkiemu rozsądkowi i chorobowym objawom. Niemal przez pełne 86 minut debiut Jacksona wlewa w serca widzów szczere złoto, pozwalając wierzyć, że życie naprawdę może być piękne, jeżeli sami będziemy tego chcieli.
Do rana bardzo mocno czerpie z wszelkich tragicznych historii miłosnych rodem z Hollywood, takich jak Słodki listopad czy Szkoła uczuć. Różni się jednak od nich w zasadniczy sposób – brak tu przesadnej teatralności, epatowania tandetnymi, melodramatycznymi emocjami. Debiut Jacksona umiejętnie korzysta z humoru i skupia się bardziej na uroczych zalotach młodych ludzi, pierwszych gestach i spojrzeniach, niż na wiszącym nad głównym bohaterem okrutnym wyroku natury.
Byłem wzruszony, widząc, jak tych dwoje zbliża się do siebie z każdą minutą, i przejęty tym, że los zakpił z zakochanych – dlaczego poznali się tak późno? Elliot wydaje się o tym nie myśleć. Większość z nas dławiłaby w sobie gniew i frustrację, że dostaliśmy tak mało czasu. Ten chłopak jednak widzi tylko jedną stronę tego medalu – błogosławieństwo, jakie otrzymał podczas ostatnich godzin przed realnie zagrażającą jego życiu operacją. I postanawia wykorzystać ten dar jak potrafi najlepiej, modląc się w duchu, by jego ukochana nie myślała o najbliższej przyszłości.
Wspaniale ogląda się na ekranie Parkera Crofta i Emilię Zoryan, dwoje tak bardzo od siebie różnych postaci, tak pod względem fizjonomii, jak i charakteru. On wchodzi w jej świat nieśmiały, zmęczony ostatnimi przeżyciami, ona jest przebojowa i pełna energii. Chloe prowadzi Elliota przez swój świat, zapoznając go ze swoimi przyjaciółmi, chcąc dowiedzieć się o nim jak najwięcej, ale bez zadawania nietaktownych pytań. Są naturalni – początkowo odrobinę zawstydzeni niespodziewanym uczuciem, ale zaraz potem swobodni, jak gdyby znali się od lat. W młodzieńczym tańcu miłości nie mylą żadnego kroku, roztaczając wokół pozytywne wibracje.
Do rana to carpe diem w czystej postaci. Widz uświadamia sobie w pewnym momencie, że w zasadzie zapomniał o chorobie Elliota. Zauroczony szczenięcym uczuciem tych dwojga, wyrzuca z głowy ponure myśli i przypomina sobie własne jednodniowe znajomości, wyjątkowe wieczory z przypadkowymi osobami. Z pewnością wielu z nas przeżyło podobne historie. Jak je wykorzystaliśmy? Jak wykorzystali swoją historię Elliot i Chloe? Przekonajcie się sami.
Recenzja pierwotnie opublikowana w "Gazecie Młodych" (www.gazeta.mlodych.pl).
Tytuł: Do rana
Tytuł oryginalny: Falling Overnight
Premiera: 4.03.2011
Reżyseria: Conrad Jackson
Scenariusz: Conrad Jackson, Aaron Golden, Parker Croft
Zdjęcia: Conrad Jackson
Muzyka: Vikas Kohli
Obsada: Parker Croft, Emilia Zoryan, Barak Hardley, Millie Zinner, Elizabeth Levin
Komentarze