To oczywiste, że nie jest to
najlepszy film Martina Scorsese, jak próbują przekonać nas niektórzy widzowie,
ale też krytycy. Jednocześnie mam znacznie mniej pewności, że stwierdzenie to
najlepsza rola Leonardo DiCaprio jest nieprawdziwe. Wiem natomiast, że ci dwaj
dżentelmeni spotkali się na planie filmowym już po raz piąty i raz jeszcze przekonali
nas o tym, że wszystko, czego dotkną razem, zamienia się w najszczersze złoto.
Takie, z jakiego wykonany jest oszałamiający zegarek Jordana Belforta w Wilku z Wall Street.
To niecodzienna sytuacja, gdy jakikolwiek
film zapełnia wszystkie wrocławskie kina niemal do ostatniego miejsca – nawet fotel
w pierwszym rzędzie jest wówczas rarytasem. Takiego wzięcia nie ma kontynuacja Hobbita,
nie pamiętam też, by miał je Avatar, gigantyczny hit sprzed kilku
lat. Dziwi to tym bardziej, że najnowsze dzieło Scorsese to opowieść
współczesna, pozbawiona fantastycznych bohaterów czy spektakularnych efektów
specjalnych, a to przecież głównie te dwa czynniki zwykle wynoszą produkcje
filmowe na szczyty box office. Wilk z Wall Street jest jednak oparty na
faktach, choć dla zwykłego, szarego widza, którego kręgosłup codziennie znosi 8
godzin nudnej pracy biurowej, będzie najczystszą fantastyką. Większość z nas
bowiem nieprzyzwoity luksus, jaki stał się treścią życia Jordana Belforta, może
oglądać jedynie w kinie.
Dzięki Scorsese może nie tylko
oglądać ten luksus, ale wręcz zachłysnąć się nim – w Wilku… słowa takie jak przyzwoitość
czy umiarkowanie nie mają absolutnie żadnego zastosowania. Jest tylko czysty,
nieskrępowany hedonizm, próżność i dekadencja. Całkowite porzucenie społecznych
ograniczeń w celu nieograniczonego zaspokajania popędów – taką filozofię wydaje
się wyznawać Belfort, niezwykle zdolny makler i jeszcze lepszy mówca,
założyciel Stratton Oakmont i król giełdowych oszustów. Przebywa on drogę – a jakże!
– od pucybuta do milionera, nie załamując się nawet, gdy po obiecujących
początkach na Wall Street musi odbudowywać swój status po Czarnym Poniedziałku
1987. Poznajemy Jordana podczas jednej z niedorzecznych biurowych imprez, po to
tylko, by za chwilę obserwować go w pędzącym ferrari, na jachcie, na Bahamach…
Od pierwszych sekund filmu Scorsese wiemy, że główny bohater żyje na zupełnie
innym poziomie świadomości.
W jednej z najbardziej
smakowitych scen Wilka z Wall Street Matthew McConaughey jako szef wówczas
nieopierzonego Belforta w krótkiej rozmowie informuje podopiecznego o
elementach niezbędnych do przetrwania w świecie maklerów. Ten kilkuminutowy
występ znanego z Uciekiniera aktora dyskredytuje wszystko, co później robi na
ekranie DiCaprio, jednak największe znaczenie dla późniejszych losów bohatera
ma meritum wypowiedzi jego przełożonego – by przetrwać w środowisku giełdowych
rekinów, musisz powiedzieć tak narkotykom. I to właśnie one stają się treścią
życia Belforta – nie kobiety, nie pieniądze, ale właśnie prochy. Jak nietrudno
zgadnąć, staną się też jedną z przyczyn jego upadku, ale w kontekście wydarzeń
ekranowych są tym, co napędza imprezowy chaos spod znaku Stratton Oakmont.
To z pewnością najbardziej
krzykliwy i energetyczny film Scorsese – Jordan i jego towarzysze wydają się
nie mieć hamulców, a wobec ich nieskończonych wybryków oszustwa giełdowe
schodzą na bardzo daleki plan. Twórca Taksówkarza
wrzuca nas prosto w świat
wyuzdanego seksu, uprawianego na maklerskich biurkach, pokładach jachtów i
egzotycznych plażach, przerywanego odgłosem wciągania kolejnych ścieżek
kokainy i przełykania najdroższych alkoholi. Zabiera nas do rzeczywistości, w
której niewierność nie stwarza wątpliwości moralnych, a wieczory kawalerskie
kosztują 2 miliony dolarów. Wszystko jest w nim przesadzone – bohaterowie, ich
domy, samochody, gesty, słowa. Doskonała ekipa aktorska, w której prym wiodą
DiCaprio i Jonah Hill, ale zaskakująco dobrze radzi sobie m.in. nieznana dotąd
szerzej Margot Robbie, tylko podkreśla to poczucie przesady. Krzyk zastępuje
słowa, konflikty zażegnuje się drogimi prezentami, a próżnię zapełnia się
kolejnymi imprezami. Show must go on.
Ale Wilk z Wall Street to kino,
które, choć oślepia swym blichtrem, zostawia jednocześnie z poczuciem
niewypowiedzianej pustki. Bo gdy wszystkie światła zgasną, gdy opadnie
narkotykowy kurz i ucichnie muzyka, zostanie jedynie dobrze znana świadomość,
że życie chwilą jest dobre… na chwilę. I tylko mistrz Scorsese wie, czy właśnie
to chciał nam powiedzieć.
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Tytuł: Wilk z Wall Street
Tytuł oryginalny: The Wolf of Wall Street
Premiera: 25.12.2013
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: Terence Winter, na podstawie książki Jordana Belforta pod tym samym tytułem
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Obsada: Leonardo DiCaprio, Jonah Hill, Margot Robbie, Kyle Chandler, Rob Reiner, Jon Bernthal, Joanna Lumley, Jean Dujardin, Jon Favreau, Cristin Milioti, Matthew McConaughey, P.J. Byrne, Kenneth Choi, Brian Sacca, Henry Zebrowski, Mackenzie Meehan
Komentarze