Drużyna A

Pokolenie lat 80-tych to ludzie, którzy wyjątkowo mocno chłonęli wszelkie przejawy popkultury. To, co w Stanach było właśnie w tej dekadzie modne, do Polski przyszło z kilkuletnim opóźnieniem. Przyszły między innymi seriale. Nie tylko dla Amerykanów, ale również dla Polaków Drużyna A to był serial kultowy. Jankesi widzieli w nim kult renegata, amerykańskiego bohatera, my - zew wolności, powiew świeżości po latach skostnienia. Między innymi dlatego, choć szczególnym fanem żołnierzy z oddziału Alfa nie byłem nigdy, z obawą podszedłem do tego przedsięwzięcia.

Akcja filmu ma miejsce na przestrzeni prawie 9 lat. W prawdziwym fleszu poznajemy początki grupy, następnie jesteśmy świadkami, jak skonsolidowana już dziesiątkami misji ekipa zostaje wrobiona w straszne przestępstwo. Chłopaki zostają wydaleni z wojska i osadzeni. Czuwa jednak nad nimi ktoś, kto pomoże im uciec. Jeszcze niejednokrotnie przyjaciele okażą się wrogami, a wrogowie przyjaciółmi, aż Drużyna A rozprawi się z wszystkimi nikczemnikami i po raz kolejny okaże się najlepsza.

Mógłbym wejść w szczegóły fabuły filmu, ale nie ma to najmniejszego sensu. To kolejny film akcji, którego nie można posądzić o szczególnie wymagającą treść. Ale właśnie w kategoriach filmu akcji Drużyna A sprawdza się znakomicie. Mamy pościgi, strzelaniny, wybuchy i wielkie ucieczki. Są sceny walki, ale też naprawdę niezłe dialogi. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z komedią akcji. Ale Ci, którzy spodziewają się klimatu kultowego serialu, srogo się zawiodą. Technika produkcji filmowej tak bardzo poszła do przodu, że twórcy, choćby bardzo chcieli, nie mogą zapomnieć o zapierających dech w piersiach efektach. A te, niestety, każdy film potrafią pozbawić klimatu.

Po znanych nam dobrze postaciach pozostało niewiele. O ile Hannibal w wykonaniu Liama Neesona nie jest najgorszy, a Bradley Cooper jako Buźka jako tako nas przekonuje, tak B.A. i Murdock nie sprawdzili się zupełnie. Nieznany mi zupełnie były zapaśnik Quinton 'Rampage' Jackson ani o jotę nie przypomina Mr. T, a Sharlto Copley gra tym samym zestawem min, co w Dystrykcie 9, a to niestety nie może się podobać. Szkoda, że scenarzyści nie wpadli na ten sam pomysł, co twórcy zeszłorocznego Star Treka - aby do obsady remake'u zatrudnić kogoś z oryginalnej obsady. I choć połowa drużyny-pierwowzoru niestety już nie żyje, to Dwight Schulz i Dirk Horowitz z powodzeniem mogli wystąpić w filmie, np. jako ojcowie swych dawnych postaci.

Drużyna A to efektowne, choć bezpłciowe widowisko. Kilka ciekawych dialogów i niezła obsada gwarantują jednak całkiem przyzwoitą rozrywkę. To i tak o wiele więcej, niż się spodziewałem.




Drużyna A (The A-Team); premiera: 03.06.10; reżyseria: Joe Carnahan; scenariusz: Joe Carnahan, Brian Bloom, Skip Woods, na podstawie serialu o tym samym tytule; obsada: Liam Neeson, Bradley Cooper, Quinton 'Rampage' Jackson, Sharlto Copley, Jessica Biel, Patrick Wilson

Komentarze

Anonimowy pisze…
Recenzja Ok, ale autor nie odrobił pracy domowej.

Dirk Benedict i Dwight Shultz zostali zaproszeni do osady filmu i zagrali po małym epizodzie. Odsyłam do IMDB

Pozdrawiam
The A-Fan
Dawid Myśliwiec pisze…
Drogi A-Fanie,

epizodem można nazwać pojawienie się na ekranie w sposób zauważalny dla widza. Tutaj pojawili się praktycznie jako statyści, a, jeżeli czytałeś uważnie, miałem na myśli nieco większą rolę.

Choć przyznaję, że nie dostrzegłem ich udziału w filmie, jaki by on nie był.