
Bo też - z całym szacunkiem - Wesley Snipes i Ryan Phillippe do aktorskiej czołówki nie należą, nie wspominając o pozostałych wykonawcach pojawiających się w tej produkcji. Scenarzyści w kryminalną intrygę, przynoszącą na myśl dziesiątki podobnych filmów, w dość niezdarny sposób próbują wpleść matematyczną teorię chaosu, która w najmniejszym choćby stopniu nie wiąże się z tym, co dzieje się na ekranie. Jest to jedynie ambitny uzupełniacz, który raczej rozprasza, niż przyciąga.
Statham wciela się w byłego policjanta, który zostaje przywrócony do służby w momencie, gdy kryminalista, który właśnie przejął jeden z banków, żąda rozmowy właśnie z nim. Obława na przestępcę kończy się fiaskiem, ale Statham razem z młodym detektywem (Phillippe) rozpoczyna śledztwo. Gdy poszczególne elementy układanki zaczną do siebie pasować, detektywi będą musieli inaczej spojrzeć na niektórych swoich współpracowników.
Historia stara jak świat, a wykonanie takie sobie. Wesley Snipes zachowuje się niczym kowboj na dzikim zachodzie, Ryan Phillippe jest ślepo wierzącym w zasady świeżo upieczonym absolwentem szkoły policyjnej, a Statham - jak to Statham - ma wszystkie konwenanse gdzieś i jest po prostu sobą. On stanowi o względnie zadowalającym odbiorze filmu, bo na kreacje pokroju Justine Waddell spuśćmy zasłonę milczenia...
Kino akcji klasy B XXI wieku, panie i panowie.
Tytuł: Teoria chaosu
Tytuł oryginalny: Chaos
Premiera: 15.12.2005
Scenariusz i reżyseria: Tony Giglio
Zdjęcia: Richard Greatrex
Muzyka: Trevor Jones
Obsada: Jason Statham, Wesley Snipes, Ryan Phillippe, Henry Czerny, Justine Waddell
Komentarze
Statham zagrał przyzwoicie, w swoim stylu i jak to ująłeś był "po prostu sobą". Trochę mało, ale w zupełności wystarczająco, aby przekonać do Ciebie przynajmniej pewien odsetek widzów telewizji Polsat(TVN? - whatever) ;)